Czym jest BootCamp?
Jakub Zielonka, Politechnika Krakowska*: Można powiedzieć, że obozem naukowym. W praktyce to kilkudniowe spotkania i warsztaty w międzynarodowym gronie, podczas których wymieniamy się wiedzą i realizujemy projekty naukowe. W tym roku gościliśmy 25 osób, w tym studentów i profesorów ze Słowacji, Turcji czy Izraela. BootCamp tworzy platformy komunikacyjne między uczelniami z różnych krajów. Drugim aspektem jest technologia. Skupiliśmy się na tematyce zielonych rozwiązań: energii odnawialnej, elektromobilności i inteligentnych budynków. Dochodzi też aspekt współpracy z biznesem. Co z tego, że nasze badania okażą się nowatorskie, skoro później nie znajdą zastosowania w przemyśle? Nie mogło więc tu zabraknąć też firmy inżynieryjnej.
Mirosław Bistroń, ABB*: Zaangażowaliśmy się w BootCamp, ponieważ blisko współpracujemy z Politechniką Krakowską i często uczestniczymy w podobnych wydarzeniach. Zależy nam na popularyzowaniu nauki, a technologie mające pozytywny wpływ na środowisko tworzymy na co dzień. Poza tym bliska jest nam idea pracy w zróżnicowanych zespołach, w których każdy może mieć inne spojrzenie na ten sam problem badawczy czy na kontekst społeczny danego rozwiązania. I to również było widoczne podczas warsztatów.
Jakie zadanie mieli uczestnicy?
J.Z.: Zostali podzieleni na dwie grupy. Pierwsza musiała opracować projekt stacji do ładowania pojazdów, a druga ławkę, na której można np. podładować telefon korzystając z odnawialnych źródeł energii. Projekt musiał być tak opracowany, aby możliwa była potencjalna komercjalizacja rozwiązania.
Czy relacje między uczelniami a biznesem zacieśniają się czy wręcz przeciwnie?
M.B.: Z perspektywy naszego centrum badawczego relacje te są bardzo ważne. Od ponad 20 lat współpracujemy z krakowskimi uczelniami, a z czasem ta współpraca objęła również inne ośrodki, w tym uczelnie zagraniczne. Tylko na Politechnice Krakowskiej prowadzimy patronat nad dwoma kierunkami: infotroniką i inżynierią materiałową. W ramach wykładów pokazujemy, jak zarządzać energią, jak konfigurować zaawansowane urządzenia czy też chronić infrastrukturę przed cyberatakami. Kilka lat temu otworzyliśmy tu Centrum Materiałów Funkcjonalnych i Zaawansowanych Procesów Wytwarzania (CEFUMA), w którym realizujemy nasze projekty i spotykamy się ze studentami. Uczestniczymy w Radzie Przedsiębiorców Wydziału Inżynierii Elektrycznej i Komputerowej, podpowiadając co można zmienić w programie studiów, aby był lepiej dostosowany do potrzeb rynku. W sumie dużo wspólnych projektów i dyskusji, które wydają mi się niezbędne w czasach, gdy wszystko dynamicznie się zmienia.
J.Z.: Sam pamiętam, że jeszcze będąc studentem Politechniki Krakowskiej, na zajęciach w ramach koła naukowego korzystaliśmy z urządzeń ABB. Jednak nie każdy wydział w innych miastach uniwersyteckich ma szczęście do partnerów biznesowych. Takiego partnera trzeba mieć po drugiej stronie, aby np. rozwinąć prototyp do poziomu komercyjnego produktu. Z tej perspektywy wydaje mi się, że w Polsce wciąż ta współpraca między nauką a biznesem nie jest tak zaawansowana, jak w zachodniej Europie.
Czy przez to polski absolwent może być gorzej przygotowany do pracy w przemyśle 4.0 niż na przykład niemiecki?
J.Z.: Od trzech lat prowadzę zajęcia dla studentów. Mogę powiedzieć, że bolączką chyba wszystkich polskich uczelni pozostają programy nauczania oraz infrastruktura. Nie zawsze znajdują się pieniądze, aby modernizować laboratoria. Nie zmienia to faktu, że na przestrzeni lat na wydziale, na którym pracuję, wiele zmieniło się na plus: powstały nowe kierunki, dopasowano program, mamy większą swobodę w pracy w ramach zajęć dodatkowych, jak koła naukowe, szkolenia, spotkania z biznesem czy też wspominany BootCamp. A co do samej pracy w przemyśle 4.0 – statystyczny absolwent zna ogólne zasady działania systemów i urządzeń wykorzystywanych w nowoczesnych zakładach. Jeden będzie potrzebował 2 tygodni, aby się wdrożyć, inny miesiąca, ale obaj będą znać podstawy, które pozwolą im sprawnie poruszać się w nowym miejscu pracy.
M.B.: Zgadzam się, że uczelnie techniczne powinny wypuszczać na rynek absolwentów, którzy posiadają mocne podstawy matematyki i fizyki oraz gruntowne zrozumienie zasad działania systemów i układów. Dzisiaj mamy przemysł 4.0, jutro będzie 5.0, a pojutrze 6.0. Nie oczekujemy, że świeżo upieczony absolwent będzie umiał stworzyć czy wdrożyć zaawansowany system wybranego producenta. Ważne, aby na etapie kończenia formalnej edukacji rozumieć podstawy inżynierii, umieć zdobywać wiedzę i być ciekawym świata. W takim przypadku reszty można nauczyć się już będąc pracownikiem.
Z opublikowanego niedawno raportu AGH wynika, że inżynier będzie musiał być w coraz większym stopniu technologicznym humanistą. Czy rzeczywiście aspekt społeczny pracy inżyniera staje się kluczowy?
J.Z.: Nie ma od tego odwrotu i to już się dzieje. Bierzemy pod uwagę specyfikę branży, w której dane rozwiązanie ma działać, wpływ na środowisko, bezpieczeństwo użytkownika, myślimy o czynniku ekonomicznym i etycznym, szczególnie gdy do gry wchodzi sztuczna inteligencja. Czy pozwolić jej decydować za nas o rzeczach, które mają wpływ na zdrowie ludzi? A jeśli popełni błąd, to kto jest winny? System sam w sobie? Serwisant, który go zainstalował, nadzorca, który oddał mu swoją decyzyjność, czy może inżynier, który go stworzył? I czym tak na dobrą sprawę jest ten błąd? Co zrobić, aby się nie pojawił? To nie są proste dylematy, a inżynierowie coraz częściej będą musieli się z nimi mierzyć.
Czy sztuczna inteligencja, programy takie jak ChatGPT, nie wyręcza dziś studentów w uczeniu się wspomnianych podstaw?
J.Z.: Zdarza się, że studenci z tego korzystają zamiast rozwiązać problem samemu, zastanowić się i wyciągnąć wnioski, poszukać odpowiedzi w procesie poznawczym. Oczywiście nie chodzi o to, aby wrócić do książek w takiej skali, w jakiej robiło to poprzednie pokolenie. Samo szukanie informacji na własną rękę w Internecie da nam bardzo dużo różnych odpowiedzi, możemy porównać źródła, wyrobić sobie na tej podstawie opinię. A programy tekstowe wykorzystujące algorytmy, które nazywamy sztuczną inteligencją, „wypluwają” zazwyczaj jedną odpowiedź. Zgoda, te programy bazują na danych z Internetu, dostarczonych przez miliony użytkowników i podmiotów, ale jaką mamy pewność, że program finalnie skorzysta z informacji obiektywnych, potwierdzonych naukowo, wolnych od jakiejkolwiek ideologii? Jestem w trakcie pisania doktoratu w temacie sztucznej inteligencji. SI to tylko kolejny proces industrializacji. Najpierw w pracy fizycznej pomogły nam proste narzędzia rolne, później silniki parowe i elektryczne, od niedawna roboty. Sztuczna inteligencja ma nas wyręczyć w pracy umysłowej. To nie znaczy, że z czasem wiedza i procesy twórcze człowieka staną się w wielu przypadkach zbędne. Wciąż musimy znać wspomniane podstawy, mieć kompetencje, aby weryfikować sztuczną inteligencję. Staram się uczulać na to studentów.
M.B.: Wszystko zależy od indywidualnego podejścia jak wykorzystujesz narzędzia. Weźmy przykład nawigacji – z jednej strony jej używanie powoduje utratę umiejętność czytania mapy, ale jak mamy dobrze ustawiony cel, możemy szybciej dotrzeć w nieznane nam wcześniej miejsca. Tak jak roboty wyręczają nas z monotonnych prac, tak sztuczna inteligencja może pomóc nam zautomatyzować wiele czynności. Tylko od nas zależy, czy wykorzystamy to do zrobienia kroku do przodu. Wracając do studentów – oczywiście istnieje pokusa pójścia na skróty, ale warto uświadomić sobie, że rynek nie szuka tego, co wygeneruje ChatGPT, ale co wygenerujesz ty, a czego żadna sztuczna inteligencja nie dostarczy. To jest współczesną wartością dodaną inżyniera.
* Jakub Zielonka, doktorant i pracownik Wydziału Inżynierii Elektrycznej i Komputerowej, Politechnika Krakowska im. Tadeusza Kościuszki
* Mirosław Bistroń, dyrektor ds. R&D biznesu Elektryfikacji, Korporacyjne Centrum Technologiczne ABB w Krakowie